piątek, 27 września 2013

Rozdział 3

Ten sam dzień. Godz: 11:23

        - Hej, Chess, mogłabyś zamieść zaplecze? - zapytała ironicznie Diana, starsza współpracownica dziewczyny.
- Jasne... - odpowiedziała niechętnie i mruknęła pod nosem: - A potem te śmieci wylądują na twojej głowie, szmato.
- Co?
- Czy ja coś do ciebie mówiłam?! - rzuciła wściekle Cesaria i skierowała się w stronę zaplecza.
To był pierwszy dzień w nowej pracy, a ona już nienawidziła swojej współpracowniczki. Miała chyba z trzydzieści lat, a zachowywała się jakby miała co najmniej czterdzieści. Każdego traktowała z wyższością.
- O, a co ty tu robisz? Powinnaś być przy kasie, teraz twoja zmiana. - zdziwiła się Amber, kierowniczka, gdy przechodząc obok zobaczyła swoją nową pracownicę zamiatającą podłogę na zapleczu.
- Diana mnie wywaliła. Powiedziała, że mam tu pozamiatać. - wymamrotała od niechcenia Chess. Normalnie kłóciłaby się z tą wiedźma, a może nawet by ją pobiła, ale nie teraz, kiedy ma nową pracę. W dodatku u tak wspaniałej, wyrozumiałej i podobnej do niej kierowniczki.
- Nie słuchaj jej. Panoszy się, bo dłużej tu pracuje. Chodź, teraz ty powinnaś być na sklepie.
Młode kobiety weszły razem do głównego pomieszczenia, gdzie Diana właśnie żegnała jedną z klientek.
- Diano, czy możesz mi wytłumaczyć dlaczego wyrzuciłaś Cesarię i kazałaś jej zamiatać zaplecze?! - Amber była wściekła. Szanowała swoją pracownicę, ale miała większy respekt do Chess.
- Ja jej nic takiego nie mówiłam! Uroiła sobie coś! - kiedy Cesaria usłyszała te słowa, miała ochotę rzucić się na tą kobietę i wydłubać jej oczy. Odruchowo zrobiła krok w przód z zaciśniętymi pięściami, ale zaraz się cofnęła. Diana tylko spojrzała na nią z pogardą i wyższością.
- Czy nie masz mi przypadkiem czegoś do powiedzenia? - spytała spokojnie Amber.
- Tak. Odchodzę. - rzuciła wściekle, chwyciła swoją torbę i wymaszerowała dumnie ze sklepu. Obie kobiety patrzyły zszokowane w stronę drzwi.
- Przepraszam, to moja wina... - powiedziała po chwili zakłopotana Chess.
- Nie prawda. Już dawno chciałam ją wyrzucić, tylko nie miałam pretekstu. Nie przejmuj się. - pocieszyła ją Amber. - Ale czy ty sobie teraz poradzisz?
- Spokojnie, mogę pracować przez cały dzień, i tak nie mam nic innego do roboty.
- Wspaniale. Jednak zacznę szukać jeszcze kogoś do pomocy. Przecież musisz mieć jakieś dni wolne. - mrugnęła wesoło w stronę Cesarii.
- Jasne, dziękuję. - uśmiechnęła się dziewczyna, po czym obie wróciły do swoich zajęć.
                     ***

-Chester, gdzie jesteś? - Mike chodził po mieszkaniu kolegi. Był już lekko poddenerwowany, bo wiedział, że przyjaciel jest w domu, a jednak się nie odzywa.
Przystanął pod zamkniętymi drzwiami do sypialni państwa Bennington. Zapukał lekko po czym uchylił drzwi. - Chazz? - zawołał cicho. Zaraz po tym ujrzał Chestera siedzącego na parapecie i wpatrzonego w deszcz padający za oknem.
- Chazy, szukam cię cały czas. Czemu nie odezwałeś się jak cię wołałem? - drugi mężczyzna nic nie powiedział. Podał mu tylko kartkę, którą trzymał w ręcę. Michael odebrał ją od przyjaciela i zaczął czytać.
,, Mam dość, nie mogę tak dłużej. Przepraszam Chester, ale muszę Cię zostawić. W naszym związku czułam się jak w klatce, nie byłam spełniona. Nie uważam, że było źle, bo żyło mi się wspaniale. Jednak nie dawno coś we mnie pękło i poczułam, że muszę iść za głosem serca.
Jesteś wyjątkowym człowiekiem, wspaniałym mężem, więc nie obwiniaj się o to, że odchodzę. Dasz radę ułożyć sobie życie beze mnie, będzie Ci lepiej, wierzę w Ciebie. Niedługo otrzymasz wszystkie papiery potrzebne do rozwodu.
I jeszcze jedno. Proszę, nie szukaj mnie po zakończeniu rozpraw. 

Przepraszam Cię,
               Samantha. ''
Mike stał oszołomiony i wpatrywał się w list.
- Zostawiła mnie... tak po prostu... - odezwał się Chester zachrypniętym głosem. Nadal nie patrzył na przyjaciela.
- Kiedy to znalazłeś?
- Dzisiaj... - Chazz w końcu odwrócił się od okna. Jego oczy błyszczały się bardziej niż zwykle. - Mike, dlaczego ona to zrobiła?...
- Nie wiem Chester. Nie wiem...

____________________

Oto rozdział trzeci ;)
Piszcie jak wam się podoba w komentarzach. Jeśli przeczytałeś/aś zostaw po sobie ślad, choćby jedno słówko. Nie zdajecie sobie sprawy, jaką radość mi dajecie komentując moje opowiadania. :)
A tak w ogóle to zmieniłam tytuł i poeksperymentowałam z wyglądem bloga. Może być, czy proponujecie jakieś zmiany? :D

P.S. Wkrótce Was zaskoczę! :*

Skomentuj! Sprawisz mi wielką radość! :)
 |
 |
 |
 |
\/


wtorek, 24 września 2013

Rozdział 2 + niespodzianka

Następny dzień, godz: 8:00


        Cesaria jadła śniadanie siedząc przy starym stole, gdy usłyszała dźwięk budzika. Była to jedna z jej ulubionych piosenek. Powoli wstała, podeszła do komórki leżącej na łóżku i wyłączyła alarm. Nie spała już od szóstej, więc budzenie nie było potrzebne. Rozejrzała się po swoim mieszkaniu. Składało się z osobnej kuchni, salonu, sypialni, maleńkiej łazienki i przedpokoju. Salon był po lewej stronie, na wprost znajdowała się kuchnia, obok łazienka. Po prawej od salonu był przedpokój, a obok sypialnia.
Chess nie mieszkała tu zbyt długo. Mieszkanie odziedziczyła po babci, która nie żyje od dwóch miesięcy. Właściwie to dostała od niej prawie wszystko. Jej tata, a syn babci był jedynakiem, a mama Cesarii spłonęła będąc w ciąży z drugim dzieckiem. Babcia ją wychowała. Kiedy odeszła, dziewczyna nie płakała. Robiła to samo co po śmierci rodziców - wsłuchiwała się w muzykę. Chess spojrzała jeszcze na zdjęcie ślubne dziadków wiszące nad łóżkiem i wyszła z pokoju. Jej babcia miała bardzo wysoką emeryturę, więc utrzymywała wnuczkę. Dziadek zmarł na wojnie, pięć lat po ślubie z małżonką.
Młoda kobieta skończyła jeść kanapkę z serem, odłożyła do zlewu kubek po herbacie i spojrzała na zegarek. 8:38. Westchnęła i podeszła do szafy. Jak dotąd miała na sobie czarną bokserkę i króciutkie, białe szorty. Było widać wszystkie jej tatuaże. Sztylet ,,wbity" za skórę na prawym ramieniu, napis i wzory na szyi oraz dekolcie, ogromna ośmiornica na lewym udzie i rewolwer na prawym piszczelu. Dziewczyna wybrała sobie czarną, gładką bluzkę i jasne dżinsy. Było dość ciepło jak na jesień, więc wzięła jeszcze cienką, biało-czarną bluzę i granatowe trampki. Zamknęła mieszkanie i wyszła.
                               ***
          Brad szedł korytarzem studia utykając na lewą nogę. Wszedł do pokoju, gdzie zawsze zbierali się członkowie zespołu.
- Dobry. - rzucił i ciężko opadł na kanapę.
- Co ci się stało? - spytał siedzący obok Joe.
- Długa historia.
- Opowiadaj, mamy czas. - powiedział Mike stojąc na środku pokoju ze szklanką soku w ręce.
- Jasne... - przeciągnął gitarzysta. - Skręciłem kostkę, bo grałem wczoraj z kolegami w piłkę noż...
- Gościu, koncert za dwa dni! Chyba zdążysz się wyleczyć?! - spytał wściekły Rob. Brad tylko spuścił głowę i lekko nią pokręcił.
- To co my teraz zrobimy?! Nie będziemy przecież grać bez głównego gitarzysty! - mimo, że Dave wydawał się wkurzony, w środku martwił się o zdrowie Brad'a.
- Ja sobie sam nie poradzę. Trzeba odwołać koncert. - stwierdził smutno Mike.
- Nie chcę żeby przeze mnie fani byli zawiedzeni... - odezwał się cicho Brad.
- Trudno. Nie mogłeś przecież przewidzieć biegu zdarzeń. - Rob poklepał kolegę po ramieniu.
- Mike, czeka cię rozmowa z menadżerem. - odezwał się Joe.
- Ech... Niestety jestem tego świadomy.
- A tak w ogóle to gdzie Chester? - zapytał zdziwiony Phoenix.
- Nie widziałem go od wczorajszej afery z perkusją. - stwierdził Rob.
- Ja też. - potwierdził Minoda.
- Ej, a zauważyliście, że wczoraj miał takie wesołę, rozbiegane oczka? - zażartował Joe robiąc przy tym zeza. Większość członków zespołu zaśmiała się, tylko Mike zamyślił się na chwilę, a później wybiegł z pokoju.

_______________________

Rozdział do dupy. Krótki, mało się dzieje. Nie jestem z niego zadowolona, a Wy?
No ale dość tego użalania się. Łapcie ode mnie niespodziankę :D



Kocham to <3

xD

niedziela, 22 września 2013

Rozdział 1

- Chester! - w studiu było słychać nawoływania wściekłego Rob'a. - Chester, wyłaź!
- Co jest? - spytał Mike podchodząc do perkusisty stojącego na środku korytarza.
- Jak to co? Chester rozwalił mi perkusję, bo grał w piłkę z Phoenix'em.
- Grali w piłkę?! Tu, w studiu?! - Raper nie mógł uwierzyć w słowa kolegi. Chociaż z drugiej strony, po chłopakach można spodziewać się wszystkiego...
- Tak! I rozwalili mi największy bęben! - zniecierpliwił się Robert. - Dave gdzieś się ulotnił, ale przed chwilą widziałem Chestera. Śmiał się głupkowato i przede mną uciekał.
- Hej Rob! Nie dogonisz mnie! - zza ściany wyłonił się wesoły Bennington.
- Może i nie, ale odkupujesz mi bęben! - perkusista był wściekły, ale ten drugi zwyczajnie to lekceważył. Wystawił mu tylko język i ponownie zniknął za ścianą. Wkurzony Rob odszedł szybkim krokiem i wparował do najbliższego z pokoi.
Mike przypatrywał się całemu zdarzeniu.
- Zachowują się jak dzieci... - westchnął i odwrócił się na pięcie.
                                                       ***
Cesaria szła mokrą ulicą w stronę małego butiku. Kolejna rozmowa o pracę. Pewnie znowu nic z tego nie wyjdzie, ale warto spróbować. Podeszła do drzwi, złapał za klamkę i pewnym krokiem wkroczyła do środka. Wszyscy znajdujący się w pomieszczeniu zwrócili twarze w jej stronę. Przyzwyczaiła się, zrozumiała, że ludzie nie tolerują oryginalności, innego wyglądu. Każdy się na nią gapił, gdy przechodziła przez cały sklep i podeszła do kasy.
- Dzień dobry, ja w sprawie rozmowy o pracę.
- Oczywiście. Proszę za mną. - odpowiedziała kasjerka i odprowadziła ją do wąskiego, małego korytarzyka. - Drugie drzwi po lewej. - rzuciła i odeszła.
Chess weszła do pomieszczenia.
- Dzień dobry... - zaczęła, ale młoda kobieta siedząca za biurkiem przerwała jej.
- Witaj. Proszę, usiądź. Ty w sprawie pracy?
- Tak. - powiedziała i usiadła. Była zdziwiona, że rozmówczyni od razu przeszła jej na ,,ty". Może to dlatego, że były w podobnym wieku?
- Dobrze, zaczynajmy. Jak się nazywasz i ile masz lat?
 - Nazywam się Cesaria Abercombe, mam 21 lat. - właścicielka butiku miała ciemnogranatowe, falowane, długie włosy, zielone oczy i delikatną urodę. Jej uszy zdobiły średniej wielkości tunele, ok. 20mm, oraz wiele innych kolczyków. Na twarzy także widniało kilka podobnych ozdób. Policzki, dolna warga na środku i nos w miejscu pomiędzy oczami - tam znajdowały się metalowe kolczyki. Na jej powiekach, czarnym eyelinerem namalowano cienkie kreski.
- Rozumiem. Masz jakieś doświadczenie w pracy w butiku? - zapytała i dopiero po tym wzięła do ręki CV dziewczyny i zaczęła je przeglądać.
- Tak. Pracowałam kilka razy w sklepach z odzieżą, czy obuwiem. - odpowiedziała 21-latka.
- Widzę, że zwalniano cię z nich po krótkim czasie. - zielonooka zdawała się być zniesmaczona. W rzeczywistości chciała sprawdzić, czy dziewczyna przestraszy się słysząc kolejne pytanie:
- Dlaczego? - zapytała podnosząc wzrok na rozmówczynie.
- Myślę, że to z powodu mojego wyglądu. - Chess odpowiedziała ze spokojem, co zadziwiło kierowniczkę. - Zawsze mam na sobie dużo kolczyków, jeszcze ta wytatuowana szyja, ręka, udo i piszczel. Dziwny, oryginalny wygląd. Ludzie tego nie akceptują. - westchnęła. - Zdążyłam się przyzwyczaić.
- Wiem jak to jest. Sama wyglądam podobnie. - uśmiechnęła się lekko druga z kobiet.
- W takim razie, co z moją pracą?
- Przyjmuję cię na okres próbny. Przyjdź jutro na 10:00, dobrze? - poszerzyła swój uśmiech.
- Oczywiście. Dziękuję. - Cesaria odwzajemniła gest i wyszła z gabinetu.

______________________________________________

Witajcie ponownie :)
Chwalcie, krytykujcie, zachwycajcie się, hejtujcie. Każda opinia jest dla mnie ważna. ;)
Zastanawiam się nad zmianą tytułu bloga, bo ten jest za długi i mało chwytliwy. Co proponujecie? :D

sobota, 21 września 2013

Prolog

  In The End

       Siedziała na ławce i patrzyła. Widziała płonący dom, panował gwar. Ludzie krzyczeli, panikowali. Strażacy na próżno starali się ugasić budynek. Wszystko spłonęło. Co chwilę jakieś zmartwione kobiety podchodziły do niej i pytały, czy wszystko dobrze, uspokajały, że niedługo pojawi się karetka, ktoś ją stąd zabierze. Dziewczynka nie odpowiadała. Bez przerwy wpatrywała się w szczątki budynku. Straciła wszystko. Dom, ubrania, rodziców. Tak, oni tam zostali. Spłonęli, bo próbowali ratować ją i wszystko co cenne. Mała nie płakała. Wzięła do ręki komórkę, założyła słuchawki i wsłuchała się w anielski głos wokalisty. Rozumiała każde słowo, czuła wszystkie emocje jakie wydobywał z siebie muzyk. Zamknęła oczy i słuchała. To ją uspokajało.

__________________***____________________

Cześć, Justyna jestem :)
Postanowiłam założyć bloga z opowiadaniami, po części o moim ulubionym zespole - Linkin Park.
Takie jakby moje fan fiction.
Myślałam o tym od dawna i w końcu się zdecydowałam. :)
Rozdziały będę dodawać w różnych odstępach czasu, postaram się raz w tygodniu, chodź na początku pewnie będą szybciej. ;)
Coś o mnie:
Mam naście lat, mieszkam na Podhalu, w Małopolsce. Słucham takich zespołów jak: Linkin Park, Skillet, Paramore, Enej i 30 Second to Mars.
Jestem otwarta na słowa krytyki, bądźcie szczerzy czytając moje opowiadania.
Mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie. Pozdrawiam. :D

P.S. Dziękuję Marysi, Aśce oraz Julii, moim pierwszym czytelniczkom, które przekonały mnie do założenia bloga. Kocham Was ♥