czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 10


                Kolejny dzień w tym cholernym szpitalu. Mam już tego dość. O każdej porze otaczają mnie zimne bladożółte ściany sprawiające wrażenie gorszych niż więzienne. Wszystko jest tutaj sztywne, sztuczne i odrażające. Za każdym razem kiedy rozejrzę się po pomieszczeniu ogarniają mnie mdłości. Nie mogę tu dłużej przebywać, to doprowadza mnie to do szału. Nie mogę spać, bo w mojej głowie kręci się nadmiar myśli...
Muszę się stąd wydostać!
Każdy, nawet najmniejszy element tego pokoju przywołuje rażące wspomnienia. Nie mogę spojrzeć na blade ściany, bo moja wyobraźnia zaczyna działać. Wydaje mi się, że się przysuwają, chcą mnie zgnieść, zabić swoimi cielskami.Pragną mnie uśmiercić, sprawić, bym znów cierpiała przez długi czas, nim wyzionę ducha. Taka moja pieprzona robota! Mam być torturowana przez wieki, bez przerwy męczona i poniżana. Mam być czarną owieczką, która nie jest akceptowana w stadzie. Dzieckiem, które nie może się obronić swoimi maleńkimi rączkami przed strasznymi łapskami swojego dręczyciela, który usiłuje doszczętnie zniszczyć mu życie. Biedne dziecko nie wie, że to wydarzenie zostanie w nim do końca zmarnowanego życia. Będzie go nawiedzać codziennie. W dzień, i w nocy. Już zawsze. Będzie miał zniszczoną psychikę, okropne wspomnia i zupełnie straci zaufanie do ludzi. Będzie się bał już do końca.
Za każdym razem, gdy widzę te wszystkie urządzenia, które mnie otaczają, to przypominają mi się tamte dni. Mam ochotę odpłynąć. Odpłynąć na zniszczonym okręcie mojego życia z pasażerami: umierającym rozsądkiem, ledwo trzymającym się na cienkich nogach hobby, z duszą jak papugą-na ramieniu, oraz ze szczątkami psychiki rzuconymi gdzieś w zakurzony kąt.
W każdym momencie, kiedy słyszę to szargające nerwy pikanie mam ochotę krzyczeć. Moim jedynym pragnieniem jest moc wyrzucenia z siebie wszystkiego, co we mnie siedzi. Chcę móc wygadać się o tym, o czym nie mogę. Chcę krzyczeć. Marzę o tym, aby ktoś mnie wysłuchał. Nie chcę tak dalej żyć. Chcę być normalna. Tak jak kiedyś. No dalej Dowódco! Dlaczego mnie jeszcze nie unicestwiłeś?! Przecież słyszysz, jak bez przerwy przeklinam cię w myślach. Obserwujesz mnie i wiesz, jak bardzo cierpię. Ale nie, ty nic z tym nie robisz! Bo masz wszystko głęboko w dupie! Jesteś żałosny!

***
Atmosfera wśród chłopaków bardzo się rozluźniła, od czasu, kiedy Cesaria się wybudziła. Brad zaczął znów cały czas się uśmiechać, był skory do żartów. Siedzieli właśnie w studiu wesoło dyskutując na temat najbliższego koncertu. To miała być wielka impreza i chłopcy cieszyli się na myśl o kolejnym występie i spotkaniu z fanami.
- Joe coś długo idzie po te chipsy... - powiedział zirytowany Rob.
- Chyba pojechał do Korei po jakieś egzotyczne żarcie - zaśmiał się Brad.
W pewnym momencie drzwi wejściowe otworzyły się za pomocą kopnięcia i stanął w nich nie kto inny, jak obiekt ich rozmowy cały obładowany rozmaitymi paczkami z jedzeniem.
- Jestem Hahn... - oznajmił z poważną miną - ...Joe Hahn...
- Hej, Bondzie! Wolisz wstrząśnięte czy zmieszane? - spytał śmiejący się Chester.
- Myślę, że woli dostać po mordzie! - wykrzyknął z udawaną złością Robert.
- Na grubeegoo!! - odezwał się Dave wstając z krzesła i podnosząc zaciśniętą w pięść rękę do góry.
- Po żarcie!! - swój okrzyk bojowy wydał Bennington.
- Nie! Nie! Oddam wszystko! - powiedział załamany Joe.
- Dawaj!
- Joe... Ale wszystko... - Mike spojrzał wymownie na DJ'a, bo zauważył jak upycha paczkę chipsów po kurtkę.
- Ugh... Przez was będę głodny - rzucił zirytowany.
- To dobrze, przynajmniej schudniesz - Dave spojrzał z politowaniem na Hahn'a, który odpowiedział mu wzrokiem mówiącym: ,,Spadaj człowieku od mojego tłuszczu! To mój skaarb...!"
- A, właśnie. Joe! Kochany sąsiedzie mój! Jutro z rana idziemy pobiegać! 20km w niecałą godzinkę! - rzucił uradowany Chester, który od niedawna udaje, że biega, codziennie...
- Ty chyba sobie jaja robisz!
- Ależ oczywiście, że nie! Z samego rana, o wpół do piątej zwalam cię z wyra i wciskasz się w dresiki!
- Chyba ci słońce przygrzało!
- Stary! Jest zima! Słońce nie przygrzewało od tygodnia! - wykrzyknął Mike nie mogąc powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem.
- Tak więc, kochany nasz Joe'usiu, połóż się dziś wcześniej spać i nie sprowadzaj panienek. Pamiętaj, że ja wszystko słyszę zza ściany!
- Wypraszam sobie! Czy ja kiedykolwiek sprowadziłem sobie panienkę do pokoju?! - spytał oburzony DJ.
- Ohoho... Myślisz, że nie słyszałem waszej ostatniej akcji z Heidi? - odpowiedział pytaniem na pytanie Bennington. Reszta zespołu zaczęła się jeszcze bardziej pokładać ze śmiechu widząc zaczerwienione policzki Koreańczyka.
- ee... chyba ci się coś wydawało... - obiekt żartów próbował się tłumaczyć niesamowicie się przy tym jąkając.
- Szczerze wątpię... Może nie widzę dobrze, ale słuch mam świetny - Chester zabawnie poruszał brwiami.
- Wracając do naszego biegania... Chyba wolisz jednak przebiec 30 kilometrów!
- Nie! Człowieku, błagam, daj mi spokój! - Joe spojrzał na kolegę wzrokiem zbitego psa i prawie padł na kolana, aby błagać go o litość.
- No dobra... 25 - Chester zaśmiał się szyderczo. Reszta chłopaków śmiała się do rozpuku. No, oprócz Hahn'a. On raczej nie był zadowolony...

***

:)